środa, 2 września 2009

Z prasowego archiwum - Obraza majestatu

W kontekście wystąpienia Prezydenta Kaczyńskiego, premierów Putina i Tuska a także całej wrzawy medialnej w Polsce i Rosji na temat wzajemnej polityki, chciałbym przypomnieć – z mojego prasowego archiwum – fragment felietonu Marka Oramusa, zamieszczonego 10 lat temu w „Tygodniku AWS”. Felieton nosi tytuł:

Obraza majestatu

[-----] Zrównanie hitlerowców ze stalinowcami stanowi tam [w Rosji – przyp.mój] ciężki kamień obrazy, jako że, nazwać w Rosji kogoś faszystą, to największa kalumnia. Oczywiście przy tej okazji wypomniano nam po raz enty, kto nas od hitlerowca wyzwolił i ilu przy tym zginęło żołnierzy sowieckich – 600 tysięcy. Na to by można odrzec, żeśmy Sowietów o wyzwolenie nie prosili. Idąc przez Polskę, realizowali oni plany Stalina, nie zaś przejmowali się sprawami polskimi, co się wyraźnie objawiło przy okazji Powstania Warszawskiego. Gdyby nie Sowieci nas wyzwolili, zrobiliby to Amerykanie i wyszlibyśmy na tym o niebo lepiej, bo i plan Marshalla by nas objął i w NATO bylibyśmy od dawna i złoty byłby twardy i politycy nie lizaliby latami butów byle komu. Poległym żołnierzom sowieckim wieczne odpoczywanie, ale to nie nasza wina, że Stalin preferował taktykę wojny łanowej, gdzie element ludzki, to ile padnie sołdatów nie miało większego znaczenia. Zresztą poszanowanie życia ludzkiego w ogóle stało w Sowietach na „wysokim” poziomie.
Dziwi więc szczere oburzenie rosyjskiej strony, że mamy czelność zrównywać okupanta spod znaku swastyki z tym spod czerwonej gwiazdy. Ano, tak to wygląda z naszej strony. Zamordowanym Polakom chyba bez różnicy, skąd był oprawca, który pozbawił ich życia i czy uczynił to w imię idei świetlistej, jak samo słońce, czy podłej i plugawej, jak rynsztok.

[-----] Próbując zrozumieć stronę rosyjską, wyobrażam sobie, że nie zdołała ona jeszcze przezwycięzyć ciężkiej inercji myślenia: dla Rosjan świat niewiele zmienił się od czasu doktryny Breżniewa i Układu Warszawskiego. Zaczynam też przypuszczać, że cały okres komunizmu w Polsce, Czechach, na Węgrzech i dalej, Rosjanie traktowali bez krzty dowcipu. Gra środkowoeuropejskich wasali z Sowietami polegała na tym, że obie strony zapewniały się przy każdej okazji o dozgonnej przyjaźni, przywódcy podczas powitań na długie chwile zapadali w objęcia i zwierali się w pocałunkach. Myśmy to brali na pozór, za konwencję, za obowiązujący w komuniźmie rytuał, za polityczny teatr – oni wprost przeciwnie: myśleli, że to wszystko prawda. No i nie ma się czemu dziwić, że pytają teraz w oszołomieniu: jak to? - tak nas kochali, świata poza nami nie widzieli, tak zapewniali o oddaniu i o tym, że nie wyobrażają sobie bez nas przyszłości, i że komunizmu bronić będą jak niepodległości (to poeta Jaruzelski) – teraz, swołocze, zdradzili bez mrugnięcia okiem. Już i szpiegów trzymać oficjalnie nie pozwalają. Nic dziwnego, że ustami najlepszych synów Dumy nazywają Polskę prostytutką. Ale bardzo chcieliby nadal być jej alfonsem.

Relację Sowiety – Polska dobrze też ilustruje taki obrazek: oprawca ćwiczy jakiegoś nieboraka kańczugiem, a w przerwach dla uspokojenia oddechu (oczywiście pijany w dym) zalewa się łzami. Łkając pozwala wdzięcznemu za trud apostolski neoficie okrywać swe ręce pocałunkami. Zanim ponownie użyje bykowca, dyskretnie otrze rękę ze śloz, krwi i smarków o bryczesy. Tak to się przedstawia z naszego punktu widzenia. Możliwe, że dla Rosjan nie ma w tym nic niestosownego, byle oczywiście to oni występowali w roli mordodzierżców.
Więc może to nie tylko inercja w przyjmowaniu do wiadomości tego, że Polska nie jest już sowieckim wasalem i Rosji nie należą się z naszej strony żadne trybuty – ale i różnica kultur? Rosja wydaje się traktować nas (Czechów, Węgrów itd.) życzliwie tylko wtedy, gdyśmy przed nią na kolanach. Cóż, czas przyznać oficjalnie, że przejadły się nam protekcjonizm i wielkoruskie poczucie wyższości, połączone ze słomą buchającą z sapogów i portkami podwiązanymi sznurkiem.
Gdyby nam (Czechom, Węgrom itd.) tak ujutno było w sowieckich objęciach, nie parlibyśmy hurmem do NATO, bo i po co. Przymusowa miłość, dziękować Bogu, dobiegła kresu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz