poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Refleksje w rocznicę wybuchu wojny

1 września 1939 roku o godzinie 4:17 armia niemiecka przekroczyła w wielu miejscach, zwłaszcza w rejonie Częstochowy, granice Polski. Z niezrozumiałych powodów wielu publicystów a nawet historyków podaje, że wojna rozpoczęła się dopiero o 4:45 ostrzelaniem Westerplatte.
Przewaga niemiecka była przygniatająca, przede wszystkim w lotnictwie i broni pancernej. Wojska polskie bohatersko broniły całej 1500-kilometrowej granicy, ale często był to opór krótkotrwały. Lotnictwo wroga bombardowało otwarte miasta a piloci strzelali do uciekinierów na drogach.
W ślad za posuwającymi się naprzód jednostkami Wermachtu szły specjalne oddziały tzw. Einsatzgruppen, dokonujące wcześniej zaplanowanych mordów i egzekucji, przede wszystkim polskich elit intelektualnych i warstw przywódczych. Rozpoczynała się nazistowska polityka ludobójstwa i eksterminacji narodu polskiego. Jedyną szansą dla Polski było wypełnienie sojuszniczych zobowiązań przez Anglię i Francję i uderzenie ich armii na odsłoniętą zachodnią granicę Niemiec. Ale to - jak wiadomo - nigdy nie nastąpiło.
Był wrzesień 1039 roku jedyną chyba w historii wojen okazją, gdy Francja i Anglia miały do czynienia z przeciwnikiem, którego główne siły były zaangażowane gdzie indziej. Uderzenie wojsk francuskich i brytyjskich zakończyłoby wojnę już we wrześniu 1939, prawdopodobnie doszłoby także do obalenia władzy nazistów i usunięcia Hitlera.
Polska była pierwszym państwem, które przeciwstawiło się prowadzonej przez Hitlera polityce szantażów i podbojów. Nasz sprzeciw oznaczał koniec dotychczasowych ustępstw w obliczu nacisków i groźby użycia siły, kres pokojowych podbojów i klęskę dotychczasowej taktyki ustępstw wobec III Rzeszy z nadzieją na obłaskawienie.
Była to taktyka stosowana przede wszystkim przez premiera Wielkiej Brytanii Neville Chamberlaina, przekonanego, że za cenę ustępstw, cudzym w dodatku kosztem, uniknie wojny. Polityka ta, której symbolem stało się Monachium, jest dziś powszechnie potępiana jako niemoralna i nieskuteczna. Działając racjonalnie, Chamberlain zakładał racjonalność po stronie Niemiec. Nie mógł wiedzieć, że Hitler nie jest racjonalnie działającym politykiem, ale nieobliczalnym szaleńcem, który musi doprowadzić do największej klęski przede wszystkim własny naród, co też się stało...
Decydując się na dalszą ekspansję, Hitler zderzał się z polską determinacją obrony wolności i niepodległości, z takim trudem oraz tak wielkim kosztem odzyskanej po 123 latach niewoli. Stąd też patologiczna, zajadła nienawiść Hitlera do Polski, której efektem była nie tylko wyjątkowa brutalność samej okupacji, irracjonalne okrucieństwo nazistów w stosunku do Polaków. Na temat wojny z Polską mówił Fuehrer do dowódców wojskowych, zgromadzonych na Obersalzbergu w dniu 22 września 1939 r.: "Cel: zniszczenie Polski - zlikwidowanie jej sił żywotnych. Tu nie chodzi o dojście do jakiejś określonej linii lub o ustanowienie nowej granicy, ale o zniszczenie wroga, co należy osiągnąć, stosując ciągle nowe metody. Wywołanie: obojętnie, jakim sposobem. Zwycięzcy nigdy się nie pyta, czy jego motywy były uprawnione. Nie chodzi o to, by mieć prawo po swojej stronie, chodzi wyłącznie o zwycięstwo. Wykonanie: twardo i bezwzględnie! Uodpornić się na wszelkie objawy litości!"
W historiografii polskiej przeważa pogląd, że niczego faktycznie nie zmieniło wypowiedzenie przez Anglię i Francję wojny Niemcom w dniu 3 września 1939 r. Odmienny jest, co zrozumiałe, punkt widzenia historyków zachodnich. Można przyjąć tłumaczenia brytyjskie, że Anglia nie mogła w tym czasie udzielić skutecznej pomocy Polsce, ale z całą pewnością postawa Francji, która miała dość sił, aby uderzyć na Niemcy, była podłą zdradą polskiego sojusznika.[...]
Ostateczna decyzja, przesądzająca o nieudzieleniu pomocy Polsce, zapadła 12 września. Podczas narady w Abbeville, francuski marszałek Maurice Gamelin oświadczył, że los Polski zależy od ostatecznego rezultatu całej wojny, a nie jednej kampanii w Polsce. Czy powiedziałby to samo, gdyby chodziło o Francję?
Armia polska walczyła tymczasem samotnie bohatersko, oczekując na obiecywaną pomoc i odsiecz. Jak pisze David Irving: "Wydarzenia na Zachodzie miały w sobie coś z opery komicznej. Żołnierze niemieccy i francuscy wymieniali się po kryjomu żywnością i napojami. Hitler wprost stawał na głowie, byleby tylko nie drażnić brytyjskiej opinii publicznej: odrzucił prośbę Goeringa o pozwolenie na zbombardowanie brytyjskiej floty."
W miarę wydłużania się niemieckich linii zaopatrzeniowych i pogarszania pogody, co utrudniało operacje lotnictwa, rosły niemieckie straty a polski opór stawał się coraz bardziej zacięty.

Bardzo trudno odpowiedzieć na pytanie, jak długo trwałaby wojna? I jakie byłyby kosekwencje przedłużającego się naszego oporu, gdyby nie wkroczenie w dniu 17 września Armii Czerwonej?
" O 2:00 w nocy ambasador Niemiec, hrabia von Schulenburg, został osobiście poinformowany przez Stalina, że wojska sowieckie wkroczą do Polski rano o godz. 6:00 czasu moskiewskiego. Krótko po tym zastępca ministra spraw zagranicznych, Potiomkin, przekazuje ambasadorowi RP w Moskwie, Grzybowskiemu, notę, w której Związek Sowiecki oświadcza, że państwo polskie przestało istnieć, w związku z czym Związek Sowiecki musi wziąć pod swą ochronę żyjących na polskim terenie Ukraińców i Białorusinów. Grzybowski nie chce przyjąć noty...
O wschodzie słońca Związek Sowiecki rusza - podobnie jak Hitler, bez wypowiedzenia wojny - do ataku na Polaków, walczących na śmierć i życie z niemiecką przewagą" - pisze Janusz Piekałkiewicz w "Polskim wrześniu".
W tej sytuacji prezydent i rząd polski w obawie przed dostaniem się do niewoli sowieckiej opuścili granice Rzeczypospolitej. Od tej pory walka sił polskich miała już tylko moralny, symboliczny wymiar. Rozpoczynała się natomiast wojna przy boku sojuszników na emigracji i budowanie podziemnego państwa w okupowanym kraju. [...]

Fragmenty felietonu Stefana Niesiołowskiego zamieszczonego w "Tygodniku AWS" nr 40 z dnia 3 października 1999 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz